Tokino wsiadł do luksusowej limuzyny, na swoje ulubione miejsce z tyłu po prawej stronie. Szofer podał mu lampkę wina i ruszył. Młodzieniec rozglądał się, lubił patrzeć na innych ludzi, na inne domy. Lubił mieszać je z błotem, porównywać innych ludzi do siebie, wykazywać jak daleko im od doskonałości. Przyjmował taką postawę, gdyż wpoili mu ją opiekunowie – za radą rodziców. Student prawa wysiadł z limuzyny i przykazał szoferowi czekać. „Załatwię to szybko. Ten człowiek nie będzie w stanie nic powiedzieć, a ja ześlę mu na głowę komornika” – powiedział i zaczął kroczyć w kierunku miejsca zamieszkania dłużnika. Okolica nie była bogata i normalnie Tokino przemierzyłby ten dystans limuzyną, ale musiał dbać o swoją kondycję, toteż zaordynował sobie spacer. „Śmierdzące… wszystko tu jest śmierdzące… co za syf, ludzie są bez jakiegokolwiek honoru, godności… podgatunek” – takie myśli przechodziły przez głowę chłopaka. Dom, do którego zmierzał, nie odbiegał jakoś od standardów dzielnicy. Ot, jeden z wielu, niczym niewyróżniający się domek. Młodzieniec szedł pewnym krokiem, mając już ułozone kilka scenariuszy rozmowy z osobą, której właściwie nie znał. Nie wiedział, kto to jest – mężczyzna, kobieta, może ktoś młody a może w podeszłym wieku. Nie miało to dla niego znaczenia. Oczywiście w liście zapisane było, z kim młodzieniec będzie miał do czynienia, ale nie zainteresował się tym. Jego obojętność jeszcze się zwiększyła po tym, jak ogarnął wzrokiem okolicę. Wszystkie budynki wyglądały podobnie, więc dla niego wszyscy ludzie na tym osiedlu byli tacy sami. A na pewno gorsi od niego. A to było wszystko, czego Tamare potrzebował, żeby napędzić swoją bezwzględność. Podszedł do drzwi, nacisnął guzik. Dało się słyszeć dzwonek, a po chwili w progu pojawił się mężczyzna. Czuć było od niego lekko alkohol. „Plebs”. Ocena, którą chłopak przeprowadził błyskawicznie w myślach była jednoznaczna. Przeszedł więc do roboty. Nie dał mężczyźnie powiedzieć ani słowa, posługiwał się wyszukanymi, inteligentnie brzmiącymi zwrotami. Dokładnie przytoczył wartość zadłużenia i wyrecytował firmy, wobec których dług musiał zostać spłacony. Ogłupiały mężczyzna jedynie sporadycznie kiwał głową, chcąc dać wrażenie, że rozumie. Tokino powoli zmierzał do końca swojej tyrady. Zaświtała mu w głowie jednak pewna myśl – co, jeśli mógłbym w jakiś sposób kontrolować poczynania tego pachołka? Wpędziłby go w pułapkę – dałby mu nadzieję, że jest szansa na odmienienie parszywego losu, po czym pogrążyłby go w rozpaczy, wysuwając kolejne, coraz bardziej niemożliwe do spełnienia żądania. Mógł robić, co chciał – jego rodzina miała potężnych znajomych, posiadała też wiele materiałów, które wykorzystywała jako swojego rodzaju „haki” na władzę. Zakończył więc swoją wypowiedź grożąc komornikiem, ale zostawiając uchyloną furtkę. „Znajdź pan źródło dochodu, a wtedy być może pojawi się szansa na zmniejszenie zadłużenia. Żegnam”. Trzasnął drzwiami i zadowolony z siebie udał się w drogę powrotną. Spostrzegł jednak po drugiej stronie ulicy małe dziecko. Śmiało się. Dreptało po chodniku z uśmiechniętą buzią, skakało, próbowało coś złapać w rączki. Kilka metrów od dziecka stali jego rodzice. Byli młodzi, wyglądali bardzo urodziwie. Też się uśmiechali. Puszczali dziecku bańki mydlane, a te, roześmiane i wesołe, chciało je złapać. Wybuchało śmiechem za każdym razem, gdy już myślało, że chwyci bańkę, a ta pękała. Radosny, dziecięcy śmiech wyraźnie działał na nerwy młodego prawnika. Cała ta scena wyraźnie odebrała mu humor. W swojej całej wyższości wobec innych i uwielbieniu wobec siebie ta rzecz zawsze budziła w nim pewnego rodzaju przykrość. Co ciekawe, Tokino był w dzieciństwie wrażliwym chłopcem. Tłumił swoje uczucia, ale nie potrafił w tym jednym przypadku powstrzymać smutku. Nigdy tak naprawdę nie zaznał rodzicielskiej miłości. Zawsze był pod czujnym okiem opiekunów, jego kontakt z matką czy ojcem ograniczał się do rodzinnych świąt. Dla nich Tokino był tylko narzędziem do spełnienia ich ambicji. Pomimo swojej wrodzonej dumy, młodzian nie chciał sprzeciwiać się rodzicom, pomimo, że czuł w sercu ogromny żal i pragnienie odwetu. Sam miał plan zemsty, ale do jego wypełnienia musiał kroczyć ścieżką wytyczoną mu przez nich. Szybko smutek, który poczuł, przerodził się w złość. Szostkim tonem rozkazał szoferowi powrót do domu. Na ukojenie nerwów wypił jeszcze jedną lampkę wina. Przypomniał sobie o tym, że ten tydzień był pod pewnym względem szczególny – co noc miał zapisane po kilka walk w Hexagonie. Tak nazywała się organizacja, dla której walczył, a która charakteryzowała się sześciokątnym ringiem. Już wiedział, że nie będzie miał żadnej litości dla przeciwników, że będzie chciał ich zmasakrować pod wpływem emocji, które odczuwał. Tokino wysiadł z limuzyny, wszedł do posiadłości i udał się do sali treningowej. Swoją częstą obecność w tym pomieszczeniu chłopak usprawiedliwiał przed rodzicami potrzebą zachowania pięknego i młodego ciała. Przyjęli to z aprobatą, toteż młodzieniec nie miał problemu z trenowaniem do swoich walk. Przebrał się w strój do ćwiczeń i zaczął ze zdwojoną siłą ćwiczenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz