Tokino Tamare w pewną chłodną noc po raz kolejny wymknął się z domu. Miał w tym wprawę – już od kilku lat przekonywał swojego opiekuna, by tuszował przed swoimi chlebodawcami swoje wędrówki. Teraz, w jednej z wielu ciemnych uliczek miasta czekał na osobę, która miała zawieźć go na umówione miejsce. Ubrany w szarą bluzę z kapturem i dżinsy, co kontrastowało z jego codziennym ubiorem – eleganckie, czasami wręcz galowe stroje. Tokino musiał odróżniać się jak najbardziej od swojego codziennego „ja”, gdyż nie chciał, żeby ktokolwiek skojarzył go z podejrzanym, podziemnym bokserskim światkiem. W końcu pod uliczkę podjechał samochód. Maluch. „Co za grat… że też muszę się wozić z takimi szumowinami i w takich puszkach” pomyślał Tokino i wsiadł do środka, demonstracyjne zasłaniając nos. Różni przewoźnicy znosili te humorki. Tylko pierwszy chciał dać młokosowi nauczkę, ale nie minęła nawet minuta i struga krwi spływała po szybie samochodu. Półprzytomy zdradził chłopakowi ówczesną lokalizację ringu, po czym został wyrzucony na ulicę i więcej go nie widziano. Było to jednakże lata temu i od tego czasu ludzie z podziemia nabrali szacunku do Tamare. Kierowca bez ociągania się zawiózł młodziana do nowego położenia podziemnej organizacji. Bokserzy często zmieniali siedzibę ze względu na nielegalną naturę ich działalności. Dotarli. Tokino rzucił szoferowi monetę, tradycyjny napiwek. Zabawne było dla niego to, jak ten gest upodabniał zwykłą jazdę do przewozu zmarłych przez Styks. Tu też przewoźnik przenosił podróżujących między dwiema różnymi rzeczywistościami. Zmieniał się tylko co jakiś czas lokalny Charon, pojazdy czasami też. „Kolejna noc, kolejne łby do roztrzaskania”. Tokino wszedł do obskurnego pomieszczenia, które służyło za szatnię. Zdjął bluzę i koszulkę, rzucił je w róg pokoju, przebrał się w swoje sportowe spodenki. Wybrał te obryzgane krwią, by wzbudzić strach wśród nowych przeciwników. Tokino wyszedł na ring. Po godzinie wyszedł, zostawiając tylko kałuże krwi. Jego rywalami zajmowała się zaimprowizowana opieka medyczna. Mendy, szumowiny, menele, bezdomni – i on, pod pseudonimem Holy Diver. Zgarnął kolejną wypłatę za swoje walki. Nikt tam nie znał jego prawdziwej tożsamości, jego pochodzenia. Był postacią enigmatyczną, owianą legendą, pomimo swojego młodego wieku. Jego nienaganna muskulatura przyciągała zawsze grono kobiet lekkich obyczajów, z czego ochoczo korzystali inni bokserzy. On sam brzydził się tym plebejstwem. Zawsze wychowywany w arystokrackim duchu, w przeświadczeniu, że jest przeznaczony do rządzenia, do władzy. Dostał surowe wychowanie od swoich opiekunów - rodziców mało znał i nie chciał poznać bardziej, zawsze zajmowali się biznesem, syna pozostawiając pod opieką wynajętych specjalistów. Tokino miał obsesję nad organizacją swojego dnia – wierzył, że kontrolowanie czasu da mu kontrolę nad życiem. To dla niego podziemny krąg zaczął mieć zorganizowaną formę, gdyż walki musiały być wpisane do harmonogramu „panicza” co najmniej miesiąc przed. Tamare był zirytowany poziomem rywalizacji w stoczonych przez niego walkach. Dawno nie miał takich słabych oponentów. Podekscytowało go zaś to, że wieczorem dostał cynk od kancelarii, w której odbywał praktyki. Na co dzień Tokino Tamare był wyróżniającym się studentem pierwszego roku prawniczego uniwersytetu. Szkołę średnią zdał z wyróżnieniem, został nagrodzony medalem i z miejsca dostał indeks na najlepszą uczelnię w kraju. Nie miał przyjaciół, trudno powiedzieć o jakichś jego znajomych. Ludzi potrzebował tylko do wypełniania jego zadań. Jego życie jest starannie zaplanowane. Tokino ma skończyć uczelnię z określonymi wynikami, odbyć określone praktyki, pracować w kancelarii rodziny i z tego miejsca startować na wysokie pozycje w państwie. Do tej pory plan przebiegał perfekcyjnie. Chłopak wrócił niepostrzeżenie do domu i zasnął. Następnego ranka udał się prosto do kancelarii, gdzie czekał na niego list.
- Tamare, mamy dłużników którzy zalegają z wypłatą. Pójdziesz i wyegzekwujesz od nich należności. Bądź bezwzględny – przełożony młodzieńca dał krótkie instrukcje i przekazał mu list.
- Ich zwłoka jest bezużyteczna. Zajmę się tym – Tokino schował list. „Bezużyteczna, bezużyteczna, bezużyteczna!”, krążyło w jego myślach. Był podekscytowany możliwością działania, w końcu mógł sprawdzić się w akcji. Wyszedł z kancelarii i, przypomniawszy sobie adres podany w liście, zadzwonił po szofera.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz