czwartek, 9 lipca 2015

Rozdział 6

Tokino dokończył swoje ćwiczenia i udał się do swojego pokoju, by tam przez resztę dnia wertować dzieła dotyczące prawa i władzy. Gdzieś w najciemniejszym rogu najmniej widocznej półki leżała płyta o tytule „Holy Diver”. Tamare nienawidził jakiejkolwiek muzyki oprócz dzieł klasycznych artystów. Wszystko inne szufladkował jako typ kultury który on sam nazywał jako plebejską. Sam album był tam tylko dlatego, że uosabiał drugą tożsamość młodzieńca. W końcu to jako Holy Diver wychodził na ring by tam niszczyć swoich przeciwników. Wybrał akurat taki pseudonim, gdyż nie chciał, by kojarzono go z wyższymi warstwami. Poza tym, wydawało mu się to chwytliwe i pasujące na przydomek wojownika. Ten dzień nie bardzo układał się po myśli Tokino, miał więc nadzieję, że swoją złość wyładuje w Hexagonie. Nastała noc, szofer podjechał i zawiózł chłopaka na miejsce. I tym razem wielu śmiałków próbowało zdetronizować mistrza. Skończyło się na krwawej miazdze. Nawet pomimo specjalnych wyzwań, które sam Diver narzucił na siebie, nikomu nie udało się choćby go tknąć. Napędzało to tylko bardziej nieustępliwego pięściarza. „Wygrywa Holy Diver”, ogłosił anonsjer ringowy. Tokino tradycyjnie zmierzył całą widownię wzrokiem. Powoli obracając się, patrzył i w myślach komentował. „Menele, dziwki, menele, dziwki, chłopak, dziewczyna, menele…”
Zatrzymał się na chwilę. Wcześniej nie widział tych osób. Wyglądali zbyt schludnie jak na tradycyjną widownie. Na pewno też nie byli związani z organizatorami. Twarz chłopaka zapamiętał, zanim zwrócił wzrok na dziewczynę ta była już odwrócona plecami. Zaniepokoiło go to lekko, ale zdecydował nie zwracać na to większej uwagi.

Następny dzień zaczął się jak każdy dzień Tokino Tamare. Wstał, zjadł śniadanie, ubrał się stosownie i udał się do kancelarii. Zastanawiał się, czy sprawa z zadłużonym człowiekiem znajdzie swój ciąg dalszy. Nie mógł doczekać się dalszego gnębienia, dawania nadziei i zmieniania jej w rozpacz. W razie wystąpienia jakichś niedogodności zawsze mógł się wyładować w Hexagonie. Po kilku chwilach pracy otworzyły się drzwi do kancelarii. Młodzieniec zauważył starszego człowieka – dłużnika. Spojrzał na drugą osobę, która weszła razem z nim. Zbladł natychmiastowo. Był to ten sam młodzieniec, którego widział po swoich walkach. Dotychczas nie istniało jakiekolwiek zagrożenie zdradzenia tożsamości Holy Divera, toteż organizatorzy, których czujność została uśpiona, postanowili zaoszczędzić na ochronie. Chłopak od razu pomyślał, że wypada zorganizować im samobójstwo. Przez chwilę ten dumny student prawa, aspirujący do władzy nad światem, bał się. Szybko próbował wymyślić, jak pozbyć się niespodziewanej przeszkody. Odzyskał jednak po chwili spokój ducha. „Przecież to plebs”, pomyślał. Przypatrzył się i dostrzegł coś, co wprawiło go z kolei w ekscytację. „Wojownik!” Tokino był w stanie dostrzec osobę, która para się walką. Spędził wystarczająco dużo czasu w kręgach sztuk walki, by rozpoznać kogoś, kto walczył. I kto był w tym dobry. A ten gość miał w sobie coś. Tamare miał nagle niesamowicie dobry humor. W końcu mógł znaleźć sobie godnego rywala! Postanowił przy okazji oszczędzić dłużnika i przy rozmowie z nim zachowywać się miło i dalej dać nadzieję na pozytywne rozpatrzenie sprawy. Wziął od ich obu kurtkę, przy czym w kieszeni kurtki młodzieńca zamieścił krótką wiadomość. Napisał ją ukradkiem, swoim ładnym, dystyngowanym pismem. Informacja była krótka. „Dzisiaj w nocy, 22:00, las przed dzielnicą.” Weszli do małego pokoju, gdzie zostały dogadane warunki spłaty zadłużenia. Sam młody prawnik był zaskoczony swoją postawą. Warunki były korzystne dla dłużnika. Ale myślami Tokino był tylko przy wieczorze, chciał się zmierzyć z godnym przeciwnikiem a jednocześnie udowodnić sobie, że może wyjśc zwycięską ręką z nieoczekiwanych sytuacji. Chciał usunąć przeszkodę, w sobie właściwy sposób. Spotkanie szybko się zakończyło, jego praca w tym dniu również. Przez resztę dnia chłopak nie wychodził z siłowni, odpuścił nawet obiad. Krótko przed 22:00 wymknął się z domu. Szofer był zawiadomiony o jego wcześniejszej eskapadzie i zabrał go na obrzeża lasu. 

czwartek, 2 lipca 2015

Rozdział 5

Przeszli przez granicę lasu i Senri wciąż szedł za dziewczyną, która już miała dość jego „towarzystwa” . Wędrowali ścieżką, która jak było widać była rzadko wykorzystywana. „Czyżby to był tylko jej szlak?” pomyślał brunet idąc za nią w odstępie 4 metrów.  Las był gatunku mieszanego i znajdował się po lewej stronie miasta. Miasto było otoczone z jeden strony lasem, a z jeden górami i do niego można było dostać tylko i wyłącznie ze strony gór, gdzie był tunel. Po paru minutach wyszli z lasu i wędrowali jakąś uliczką. Widząc okolicę bardzo pomylił się od tego jak beznadziejnie wygląda jego. Były to istne slumsy. Pod każdym sklepem były jakieś grupki osób. Prawdopodobnie zaczynało się na gangach i kończyło na menelach i tym podobne. W pewnym momencie dziewczyna zatrzymała się, a chłopak nie zauważywszy tego wleciał twarzą w jej plecach. Po raz któryś już dzisiejszego wieczoru wkurzyła się na niego.
- Może zaczniesz uważać jak chodzisz, pacanie? – Z pogardą spojrzała na swojego „kolegę”
- Żaden pacan, Senri jestem – wyciągnął rękę w jej kierunku, a ta tylko prychnęła i przeszła przez płot przy którym stali. Ten też bez najmniejszego trudu przeskoczył przez płot. W przeciągu kilku minut trafili do jakiegoś budynku. Weszli przez tyle drzwi i zeszli schodami na dół. Dla Senriego było to coś nowego, a dla niej? Po jej twarzy mógł wywnioskować jedno. Lekko przerażona, ale też i podniecona tym co się dzieje na środku. Brunet odwrócił wzrok od dziewczyny i zobaczył na środek. „Sześciokątny ring? Co to ma być?” pomyślał wpatrując się w dwie osoby walczące w środku. Po kilku chwilach jeden z nich leżał w kałuży krwi.
- Wygrywa Holy Diver! – wykrzyczał sędzia podnosząc rękę zwycięzcy do góry.  Stali odwróceni plecami, lecz po chwili odwrócili się do nich i brunet przyjrzał się twarzy zawodnika. Zauważył, że dziewczyna zaczęła wychodzić, więc zaraz za nią ruszył.
- Gdzie idziesz? – zapytał Kakino gdy już szli jakąś uliczką.
- Spać do motelu i w ogóle po co Ci to mówię, to nie Twoja sprawa – przyśpieszyła kroku, a ten nie był dłużny.
- Nie myśl sobie, że tak łatwo uciekniesz z domu, w końcu zaczną Cię szukać i zapewne Twoja matka już zauważyła, że nas nie ma – podsumował szybko i podszedł do niej. Ta znów na niego prychnęła.
- Skoro tak chcesz rozmawiać to zrobię to inaczej – stanął przed nią, a młoda Risuko spojrzała na niego z lekko zdziwionym spojrzeniem. Ten nie czekając ani chwili dłużej wziął ją na ręce i zaczął iść w kierunku jej domu. Przez dłuższy czas szarpała się i mówiła mu, że ma go puścić, lecz ten jej w ogóle nie posłuchał tylko mocniej chwycił by nie mogła się szarpać. Przed furtką postawił ją na nogi. W tym momencie wyszła matka dziewczyny i ojciec Senriego.
- Gdzie byliście? Nawet nie wiecie jak bardzo się martwiliśmy – otworzyła furtkę i pozwoliła im wejść do środka. Po wejściu i ściągnięciu butów udali się do kuchni i niewiasta podała im herbatę.
- Byliśmy na spacerze – Szybko odpowiedział Senri nie dając dojść do słowa dziewczynie. Ta nawet nie upijając herbaty wstała od stołu i poszła do swojego pokoju.
- Przepraszam za nią. Nie potrafię w żaden sposób do niej trafić – powiedziała kobieta siadając na krześle, na którym siedziała niedawno Arima.  Złączyła swoje ręce i położyła je na stole. Ojciec bruneta dał rękę na jej ramię dając jej do zrozumienia, że ją wspiera. Posiedzieli z nią chwilę i po niedługiej chwili musieli iść. Wracając piechotą do domu ojciec Senriego nagle zaczął rozmowę.
- Musimy jutro iść do kancelarii, dobrze by było gdybyś poszedł tam ze mną – powiedział spoglądając przed siebie.

- Jasne, nie ma problemu, pójdę razem z Tobą – rozmowa ta nie była przejawem emocji, ale powoli stawiali dobre kroki do dogadywania się. Przez resztę drogi nie zamienili ani słowa, a Senri wciąż w głowie miał walkę w sześciokątnym ringu. Wiedział teraz czym tak bardzo fascynowała się dziewczyna. Może to i było kilka minut, ale to co widział zostanie w jego pamięci na długo. Zainteresował się tym, chciałby kiedyś tego spróbować, lecz teraz dla niego była najważniejsza szermierka i turniej na początku nowego roku szkolnego. Do domu dotarli dość późno i od razu po załatwieniu spraw toaletowych poszli spać. Następnego dnia oboje udali się do kancelarii. Stanęli przed drzwiami do pomieszczenia. Wzięli głęboki wdech i weszli do środka.

sobota, 27 czerwca 2015

Rozdział 4

       Arima obudziła się i poszła się przebrać. Ubrała pidżamę, by matka nic nie podejrzewała i zeszła do kuchni. Nie było jej tam. Zadowolona dziewczyna zrobiła sobie płatki. Zjadła połowę, a resztę wylała do toalety. Spuściła wodę i poszła do pokoju. Włączyła laptopa. Zaczęła grać w jakąś grę. Po południu przyszła jej rodzicielka i powiedziała, że na kolacje przyjdą goście.
- Ubierz się w coś ładnego – dodała, wychodząc, a z kuchni krzyknęła – Zaraz masz przyjść mi pomóc.
Arima westchnęła. Uważała, że matka była naiwna. Ona? Pomóc jej? Chyba śni. Może i by okazała swoje dobre serce i pomogła jej, ale nie wtedy, gdy do domu przyjdą goście. Nienawidziła obcych ludzi. Zresztą w ogóle nie przepadała za ludźmi. Z wielu powodów.
       Wstrząsnęły nią dreszcze. Uderzyła głową w biurko, po czym, wróciła do gry. Matka zostawiła ją w spokoju.
„Szybko rezygnuje” pomyślała dziewczyna. Po godzinie usłyszała dwa męskie głosy. Jeden schrypnięty, drugi młody. Kobieta zawołała dziewczynę na kolacje, ale ta nawet nie odpowiedziała. Nadal siedziała w pokoju. Po około kwadransie do drzwi ktoś zapukał.
- Czego? - zapytała Arima
- Mogę wejść?
- Przebieram się – odpowiedziała i rzeczywiście przebrała się w inne ubrania.
- Już? - zapytał jeszcze raz chłopak.
- Tak – prychnęła
Otworzył drzwi i wszedł do pokoju. Dziewczyna nie zwracała na niego uwagi. Nadal grała. Odchrząknął. Nie zwróciła na to uwagi. Jednak wkurzała ją jego obecność. W końcu wzięła swój plecak i zaczęła pakować przydatne dla niej rzeczy.
- Co robisz? - zapytał gość
- Idę sobie.
- Idę z tobą.
- Nie! Zostaw mnie i siedź sobie tutaj dalej – powiedziała z pogardą i zeszła na dół. Chłopak poszedł za nią.
- No ale dokąd idziesz?
- Nie twój interes – wyszła. Razem doszli do granicy lasu.
- Czemu tu przyszłaś?
- Czy możesz się w końcu się ode mnie odwalić? - wkurzyła się i brakowało chwili, by mu nie przyłożyła lewym sierpowym.

czwartek, 25 czerwca 2015

Rozdział 3

Tokino wsiadł do luksusowej limuzyny, na swoje ulubione miejsce z tyłu po prawej stronie. Szofer podał mu lampkę wina i ruszył. Młodzieniec rozglądał się, lubił patrzeć na innych ludzi, na inne domy. Lubił mieszać je z błotem, porównywać innych ludzi do siebie, wykazywać jak daleko im od doskonałości. Przyjmował taką postawę, gdyż wpoili mu ją opiekunowie – za radą rodziców. Student prawa wysiadł z limuzyny i przykazał szoferowi czekać. „Załatwię to szybko. Ten człowiek nie będzie w stanie nic powiedzieć, a ja ześlę mu na głowę komornika” – powiedział i zaczął kroczyć w kierunku miejsca zamieszkania dłużnika. Okolica nie była bogata i normalnie Tokino przemierzyłby ten dystans limuzyną, ale musiał dbać o swoją kondycję, toteż zaordynował sobie spacer. „Śmierdzące… wszystko tu jest śmierdzące… co za syf, ludzie są bez jakiegokolwiek honoru, godności… podgatunek” – takie myśli przechodziły przez głowę chłopaka. Dom, do którego zmierzał, nie odbiegał jakoś od standardów dzielnicy. Ot, jeden z wielu, niczym niewyróżniający się domek. Młodzieniec szedł pewnym krokiem, mając już ułozone kilka scenariuszy rozmowy z osobą, której właściwie nie znał. Nie wiedział, kto to jest – mężczyzna, kobieta, może ktoś młody a może w podeszłym wieku. Nie miało to dla niego znaczenia. Oczywiście w liście zapisane było, z kim młodzieniec będzie miał do czynienia, ale nie zainteresował się tym. Jego obojętność jeszcze się zwiększyła po tym, jak ogarnął wzrokiem okolicę. Wszystkie budynki wyglądały podobnie, więc dla niego wszyscy ludzie na tym osiedlu byli tacy sami. A na pewno gorsi od niego. A to było wszystko, czego Tamare potrzebował, żeby napędzić swoją bezwzględność. Podszedł do drzwi, nacisnął guzik. Dało się słyszeć dzwonek, a po chwili w progu pojawił się mężczyzna. Czuć było od niego lekko alkohol. „Plebs”. Ocena, którą chłopak przeprowadził błyskawicznie w myślach była jednoznaczna. Przeszedł więc do roboty. Nie dał mężczyźnie powiedzieć ani słowa, posługiwał się wyszukanymi, inteligentnie brzmiącymi zwrotami. Dokładnie przytoczył wartość zadłużenia i wyrecytował firmy, wobec których dług musiał zostać spłacony. Ogłupiały mężczyzna jedynie sporadycznie kiwał głową, chcąc dać wrażenie, że rozumie. Tokino powoli zmierzał do końca swojej tyrady. Zaświtała mu w głowie jednak pewna myśl – co, jeśli mógłbym w jakiś sposób kontrolować poczynania tego pachołka? Wpędziłby go w pułapkę – dałby mu nadzieję, że jest szansa na odmienienie parszywego losu, po czym pogrążyłby go w rozpaczy, wysuwając kolejne, coraz bardziej niemożliwe do spełnienia żądania. Mógł robić, co chciał – jego rodzina miała potężnych znajomych, posiadała też wiele materiałów, które wykorzystywała jako swojego rodzaju „haki” na władzę. Zakończył więc swoją wypowiedź grożąc komornikiem, ale zostawiając uchyloną furtkę. „Znajdź pan źródło dochodu, a wtedy być może pojawi się szansa na zmniejszenie zadłużenia. Żegnam”. Trzasnął drzwiami i zadowolony z siebie udał się w drogę powrotną. Spostrzegł jednak po drugiej stronie ulicy małe dziecko. Śmiało się. Dreptało po chodniku z uśmiechniętą buzią, skakało, próbowało coś złapać w rączki. Kilka metrów od dziecka stali jego rodzice. Byli młodzi, wyglądali bardzo urodziwie. Też się uśmiechali. Puszczali dziecku bańki mydlane, a te, roześmiane i wesołe, chciało je złapać. Wybuchało śmiechem za każdym razem, gdy już myślało, że chwyci bańkę, a ta pękała. Radosny, dziecięcy śmiech wyraźnie działał na nerwy młodego prawnika. Cała ta scena wyraźnie odebrała mu humor. W swojej całej wyższości wobec innych i uwielbieniu wobec siebie ta rzecz zawsze budziła w nim pewnego rodzaju przykrość. Co ciekawe, Tokino był w dzieciństwie wrażliwym chłopcem. Tłumił swoje uczucia, ale nie potrafił w tym jednym przypadku powstrzymać smutku. Nigdy tak naprawdę nie zaznał rodzicielskiej miłości. Zawsze był pod czujnym okiem opiekunów, jego kontakt z matką czy ojcem ograniczał się do rodzinnych świąt. Dla nich Tokino był tylko narzędziem do spełnienia ich ambicji. Pomimo swojej wrodzonej dumy, młodzian nie chciał sprzeciwiać się rodzicom, pomimo, że czuł w sercu ogromny żal i pragnienie odwetu. Sam miał plan zemsty, ale do jego wypełnienia musiał kroczyć ścieżką wytyczoną mu przez nich. Szybko smutek, który poczuł, przerodził się w złość. Szostkim tonem rozkazał szoferowi powrót do domu. Na ukojenie nerwów wypił jeszcze jedną lampkę wina. Przypomniał sobie o tym, że ten tydzień był pod pewnym względem szczególny – co noc miał zapisane po kilka walk w Hexagonie. Tak nazywała się organizacja, dla której walczył, a która charakteryzowała się sześciokątnym ringiem. Już wiedział, że nie będzie miał żadnej litości dla przeciwników, że będzie chciał ich zmasakrować pod wpływem emocji, które odczuwał. Tokino wysiadł z limuzyny, wszedł do posiadłości i udał się do sali treningowej. Swoją częstą obecność w tym pomieszczeniu chłopak usprawiedliwiał przed rodzicami potrzebą zachowania pięknego i młodego ciała. Przyjęli to z aprobatą, toteż młodzieniec nie miał problemu z trenowaniem do swoich walk. Przebrał się w strój do ćwiczeń i zaczął ze zdwojoną siłą ćwiczenia.

środa, 24 czerwca 2015

Rozdział 2

Trzasnął drzwiami od swojego pokoju. Nie miał ochoty żeby rozmawiać z prawnikiem na temat długów.  Rzucił się na łóżko. Spojrzał w lewo gdzie było okno. Westchnął głośno i zastanawiał się nad tym co będzie dalej z jego życiem jak okaże się, że długi, których narobił jego ojciec mogą być tak duże, że komornik mógłby zabrać im dach nad głową. „Jakim cudem on mógł narobić tych długów?”. Bił się ze swoimi myślami przez następne dwie godziny. W tym samym momencie prawnik już zdążył porozmawiać z ojcem Senri’ego.  Usłyszawszy pukanie do drzwi oparł się na łokciach i czekał aż ojciec wejdzie. Już przez zamknięte drzwi wiedział, że to on. Drzwi od pokoju otworzyły się, a w progu stał jego rodziciel.
- Mogę wejść? – Zapytał niepewnie starszy mężczyzna.
- Proszę – Podniósł się i gestem ręki wskazał na krzesło przy biurku. Senri usiadł na łóżku i czekał aż ojciec zacznie rozmowę. Wpatrywał się w swojego prawnego opiekuna, który miał skupiony wzrok w podłogę. Widać było, że jest zakłopotany. Obserwował jego każdy ruch, od przełykania śliny do stukania palcami w kolano. W końcu chłopak nie wytrzymał i sam zaczął rozmowę.
- Więc, o czym chciałeś ze mną porozmawiać? Raczej nie przyszedłeś po to, by tylko sobie posiedzieć
- Tak, racja chciałem Ci o czymś powiedzieć – po krótkiej ciszy w końcu się odezwał. – poznałem pewną kobietę i chce być lepszym ojcem – z determinacją w oczach spojrzał na syna i oczekiwał na jego reakcję.
- Jakoś ciężko mi uwierzyć, że nagle jak za pstryknięciem palców zmienisz się w potulnego ojczulka, ale skoro chcesz zacząć musisz zacząć się leczyć.  Powinieneś wiedzieć, że wyjście z nałogu alkoholowego nie jest łatwe. –młody Kakino podniósł się z łóżka i podszedł do ojca –mówisz o tej kobiecie, która tutaj przychodzi i Ci pomaga? – spojrzał mu głęboko w oczy. Ten tylko kiwnął twierdząco głową.
- Mam jeszcze jedno pytanie,  które mnie męczy już od jakiegoś czasu. Jakim cudem  na robiłeś tych długów? –usiadł z powrotem na łóżku i cierpliwie czekał na odpowiedź. Mężczyzna odwrócił wzrok od oczu syna. Znów był zakłopotany.
- Tak bardzo teraz mi wstyd o tym mówić – można było usłyszeć skruchę w jego głosie.  Zakrył twarz w dłoniach lecz po chwili zabrał je. – Zapożyczałem pieniądze tu i tam, nawet nie wiem kiedy zrobiło się tego znacznie więcej. – łza spłynęła po jego policzku. Spojrzał na torbę, w której Senri trzymał strój szermierczy. Chłopak zauważył, że odwrócił wzrok.
- Nigdy nie interesowałeś się szermierką, zawsze mówiłeś, że powinienem robić coś innego. Moja matka lubiła szermierkę, prawda? – również spojrzał na sprzęt. Między nimi zapanowała cisza. Zazwyczaj tak się to kończyło, kiedy zaczynali rozmawiać o matce Senriego.
- Tak, to prawda. Uwielbiała szermierkę, można powiedzieć,  że to było jej życie. – Lekko uśmiechnął się na wspomnienie o swojej żonie – Dalej po tych latach zastanawia mnie co nakłoniło ją do tego żeby nas zostawić. Co zrobiłem nie tak? – zerknął na tykający zegarek przed sobą, który wisiał na ścianie. Ojciec chłopaka podniósł się z krzesła i zmierzał w kierunku drzwi.
- Dokąd idziesz? –zapytał, gdy ojciec stał już w progu.
- Mam rozmowę o pracę, nie chce się spóźnić – Nastolatek kiwnął głową na znak tego,  że rozumie. Ojciec całkowicie opuścił pokój. Po raz pierwszy od dłuższego czasu rozmowa nie skończyła kłótnią. Był mile tym zaskoczony. Wspomniana przez mężczyznę kobieta widać było,  że go zmienia. „Może faktycznie chce być lepszy, pożyjemy, zobaczymy” pomyślał i udał się na dol do kuchni by coś zjeść. Gdy otworzył lodówkę zobaczył,  że w niej znajduje się kilka składników. Mało komu to mówił,  ale potrafił dobrze gotować. Posiadając mięso i kilka warzyw potrafił przyrządzić dobry gulasz i do tego placki ziemniaczane. Zanim usmażył wszystkie placki wrócił jego ojciec z kobietą.
- Witaj Senri, co tak pachnie?  - odezwał się wchodząc z „partnerką” do kuchni.
- Cześć,  zrobiłem placki po węgiersku, zjecie? – zapytał z lekkim uśmiechem na twarzy. Oboje chętnie przytaknęli twierdząco głową i usiedli do stołu. Chłopak podał im posiłek i po chwili w trójkę jedli obiad.Po skończonym posiłku kobieta nalegała, że pomoże chłopakowi pomyć naczynia.  Ten bez zastanowienia przyjął jej pomoc.
- W ramach rekompensaty za tak pyszny posiłek,  zapraszam Was do siebie na kolacje. – niewiaście nie schodził uśmiech z twarzy. Wyglądała na sympatyczną osobę. Umówili się na godzinę 19. Kobieta wróciła do siebie żeby wszystko przygotować. Panowie mieli 4 godziny do spotkania, wiec spokojnie mogli sobie wyciągnąć ubrania. Po godzinie 17 zaczęli się przygotowywać. Senri wziął szybki prysznic. Swoje włosy zostawił w nieładzie. Ubrał się w luźne jeansy i jasną koszule. Podobnie było z jego ojcem tylko ten ubrał na siebie marynarkę i odpowiednie spodnie do góry. Lekko po 18 wyszli z domu i udali się na przystanek gdzie czekał na nich środek transportu – metro. Wsiedli i usiedli na wolnych siedzeniach. Po 30 minutach opuścili jeden z wagonów i ruszyli w stronę domu pani Risuko.

wtorek, 23 czerwca 2015

Rozdział 1

       Wyszła z domu, lecz gdy tylko poczuła zapach miasta, zwróciła. Dzisiaj powietrze wręcz cuchnęło. Z odruchami wymiotnymi poszła do pokoju. Włączyła laptopa i odpaliła pierwszy lepszy utwór. Wzięła magazyn filmowy i zaczęła czytać. Tak minęły dwie godziny. Odłożyła gazetę i wyłączyła muzykę. Potem położyła się na łóżku i zasnęła. Chwilę później do mieszkania weszła jej matka.
       Wstała rano z potwornym bólem głowy. Nie wyjrzała nawet przez okno, a wiedziała, że jest późno. Zestresowana zbiegła na dół. Na drzwiach od łazienki wisiała kartka.
„Poszłam na twoje zakończenie roku. Odbiorę świadectwo. Śpij spokojnie. Mama”
Zaklnęła pod nosem. Na zegarku dobijała ósma. Zakończenie już się zaczynało.
„Co opętało matkę? Nigdy tak nie robiła” pomyślała i wkurzona poszła zrobić kawę. Nie miała już po co iść. Spóźnienie się było hańbą i sposobem na zwrócenie na siebie uwagi.
       Roztargniona wsypała sobie za dużo cukru. Wróciła do pokoju i włączyła serial medyczny. Zapomniała o kawę. Dopiero po kilku odcinkach przypomniała sobie o niej. Kończyła pić zimną kawę, gdy do domu weszła jej rodzicielka. Chwilę później była w drzwiach pokoju Arimy.
- Co to ma być? - zapytała, pokazując świadectwo, wskazując palcem na parę trój.
- Oceny – odpowiedziała
- Obiecywałaś się dobrze uczyć, gdy ja będę pracować – powiedziała smutnym, niemal płaczącym głosem.
- To jest po prostu dla mnie za trudne – dziewczyna wzruszyła ramionami i odwróciła się, dając do zrozumienia, że rozmowa skończona.
Matka westchnęła
- Wrócę w nocy. Idę spotkać się z pewnym mężczyzną, a potem na nocną zmianę. Nie szlajaj się nigdzie.
- Dobrze.
       Wkrótce znudzona Arima postanowiła wyjść przed dom. Co jakiś czas widziała idących uczniów. Denerwowało ją to, że każdy miał na sobie mundurek. Nie lubiła dyscypliny i masowej jednolitością. Każdy powinien być sobą, a nie wyidealizowaną jednostką.
       Stała jeszcze chwilę. Gdy słońce zaczęło świecić jej w twarz, wróciła do środka. Poszła do salonu. Położyła się na dywanie i włączyła telewizor. Trafiła na film o zombie. Tematyka niezbyt interesująca, efekty kiepskie, ale nic ciekawszego nie było. Gdy się skończył, dziewczyna wstała i poszła do kuchni. Z miski na owoce wzięła jabłko. Usiadł na schodach i zaczęła jeść. Zamyśliła się.
- Co to za mężczyzna? - myślała głośno z pełnymi ustami.
Gdy wyrzuciła ogryzek, wróciła jej mama. Arima zadała jej pytanie, które dręczyło ją od spotkania z nią.
- Znalazłam go pijanego na ulicy. Postanowiłam mu pomóc. Będę się nim opiekować – odpowiedziała nieco zdziwiona tym pytaniem.
„Jak zwykle jakiś nieudacznik” pomyślała dziewczyna i zatrzasnęła się w pokoju. Po kilku minutach jej matka znowu wyszła. Aria zaczęła grać na gitarze elektrycznej, wszystko z siebie wyrzucając. Nie pomogło to jednak. Zaczęło się zmierzchać. Założyła swoją czerwoną bluzę i postanowiła przebiec się po lesie. Las... Zawsze ją uspakajał. Ten spokój, a jednocześnie wszędzie coś się działo.
       Chmury zakryły księżyc, ale musiało być po północy. Arima wybiegła do jakieś obleśnej dzielnicy. Zobaczyła zbiorowisko ludzi. Normalnie by takie miejsce omijała, ale przyciągnął ją słodki zapach. Stanęła w kolejce, po czym weszła do jakiegoś pomieszczenia. Zobaczyła sześcienny ring. Na nim stał jakiś chłopak. Starsi od niego mężczyźni otoczyli go. Dziewczyna patrzała na bijatykę z otwartymi ustami. Chłopak był ponad ich umiejętności. Trochę się tego bała, ale raczej ekscytowało ją to. Wkrótce faceci leżeli cali zakrwawieni. Wygrany spojrzał na Arimę. Od razu się wycofała. Wyszła z budynku. Biegiem wróciła do domu. Zdyszana weszła do pokoju. Padła na łóżko. Nawet się nie przebrała. Była zmęczona wydarzeniami minionych kilku godzin. Zwinęła się w kulkę i zasnęła.

poniedziałek, 22 czerwca 2015

Przedstawienie postaci - Tokino Tamare

Tokino Tamare w pewną chłodną noc po raz kolejny wymknął się z domu. Miał w tym wprawę – już od kilku lat przekonywał swojego opiekuna, by tuszował przed swoimi chlebodawcami swoje wędrówki. Teraz, w jednej z wielu ciemnych uliczek miasta czekał na osobę, która miała zawieźć go na umówione miejsce. Ubrany w szarą bluzę z kapturem i dżinsy, co kontrastowało z jego codziennym ubiorem – eleganckie, czasami wręcz galowe stroje. Tokino musiał odróżniać się jak najbardziej od swojego codziennego „ja”, gdyż nie chciał, żeby ktokolwiek skojarzył go z podejrzanym, podziemnym bokserskim światkiem. W końcu pod uliczkę podjechał samochód. Maluch. „Co za grat… że też muszę się wozić z takimi szumowinami i w takich puszkach” pomyślał Tokino i wsiadł do środka, demonstracyjne zasłaniając nos. Różni przewoźnicy znosili te humorki. Tylko pierwszy chciał dać młokosowi nauczkę, ale nie minęła nawet minuta i struga krwi spływała po szybie samochodu. Półprzytomy zdradził chłopakowi ówczesną lokalizację ringu, po czym został wyrzucony na ulicę i więcej go nie widziano. Było to jednakże lata temu i od tego czasu ludzie z podziemia nabrali szacunku do Tamare. Kierowca bez ociągania się zawiózł młodziana do nowego położenia podziemnej organizacji. Bokserzy często zmieniali siedzibę ze względu na nielegalną naturę ich działalności. Dotarli. Tokino rzucił szoferowi monetę, tradycyjny napiwek. Zabawne było dla niego to, jak ten gest upodabniał zwykłą jazdę do przewozu zmarłych przez Styks. Tu też przewoźnik przenosił podróżujących między dwiema różnymi rzeczywistościami. Zmieniał się tylko co jakiś czas lokalny Charon, pojazdy czasami też. „Kolejna noc, kolejne łby do roztrzaskania”. Tokino wszedł do obskurnego pomieszczenia, które służyło za szatnię. Zdjął bluzę i koszulkę, rzucił je w róg pokoju, przebrał się w swoje sportowe spodenki. Wybrał te obryzgane krwią, by wzbudzić strach wśród nowych przeciwników. Tokino wyszedł na ring. Po godzinie wyszedł, zostawiając tylko kałuże krwi. Jego rywalami zajmowała się zaimprowizowana opieka medyczna. Mendy, szumowiny, menele, bezdomni – i on, pod pseudonimem Holy Diver. Zgarnął kolejną wypłatę za swoje walki. Nikt tam nie znał jego prawdziwej tożsamości, jego pochodzenia. Był postacią enigmatyczną, owianą legendą, pomimo swojego młodego wieku. Jego nienaganna muskulatura przyciągała zawsze grono kobiet lekkich obyczajów, z czego ochoczo korzystali inni bokserzy. On sam brzydził się tym plebejstwem. Zawsze wychowywany w arystokrackim duchu, w przeświadczeniu, że jest przeznaczony do rządzenia, do władzy. Dostał surowe wychowanie od swoich opiekunów - rodziców mało znał i nie chciał poznać bardziej, zawsze zajmowali się biznesem, syna pozostawiając pod opieką wynajętych specjalistów. Tokino miał obsesję nad organizacją swojego dnia – wierzył, że kontrolowanie czasu da mu kontrolę nad życiem. To dla niego podziemny krąg zaczął mieć zorganizowaną formę, gdyż walki musiały być wpisane do harmonogramu „panicza” co najmniej miesiąc przed. Tamare był zirytowany poziomem rywalizacji w stoczonych przez niego walkach. Dawno nie miał takich słabych oponentów. Podekscytowało go zaś to, że wieczorem dostał cynk od kancelarii, w której odbywał praktyki. Na co dzień Tokino Tamare był wyróżniającym się studentem pierwszego roku prawniczego uniwersytetu. Szkołę średnią zdał z wyróżnieniem, został nagrodzony medalem i z miejsca dostał indeks na najlepszą uczelnię w kraju. Nie miał przyjaciół, trudno powiedzieć o jakichś jego znajomych. Ludzi potrzebował tylko do wypełniania jego zadań. Jego życie jest starannie zaplanowane. Tokino ma skończyć uczelnię z określonymi wynikami, odbyć określone praktyki, pracować w kancelarii rodziny i z tego miejsca startować na wysokie pozycje w państwie. Do tej pory plan przebiegał perfekcyjnie. Chłopak wrócił niepostrzeżenie do domu i zasnął. Następnego ranka udał się prosto do kancelarii, gdzie czekał na niego list.
- Tamare, mamy dłużników którzy zalegają z wypłatą. Pójdziesz i wyegzekwujesz od nich należności. Bądź bezwzględny – przełożony młodzieńca dał krótkie instrukcje i przekazał mu list.
- Ich zwłoka jest bezużyteczna. Zajmę się tym – Tokino schował list. „Bezużyteczna, bezużyteczna, bezużyteczna!”, krążyło w jego myślach. Był podekscytowany możliwością działania, w końcu mógł sprawdzić się w akcji. Wyszedł z kancelarii i, przypomniawszy sobie adres podany w liście, zadzwonił po szofera.